środa, 22 kwietnia 2015

Mam 20 lat – wychodzę za mąż!


Swego czasu, gdzieś z półtora roku temu, jedna z moich koleżanek z radością oznajmiła, że się zaręczyła. Jakoś szczególnie mnie ten fakt nie zdziwił, biorąc pod uwagę, że z chłopakiem była już niezły kawał czasu – staż lepszy niż niektóre małżeństwa, co to nie zdążyły się zacząć, a już się skończyły. A jednak, jak się okazało, byłam w mniejszości.


Dlaczego? Otóż (jeszcze i nadal) Panna G., jak ją z braku laku nazwę, coby nie ujawniać danych osobowych, które są pilnie strzeżone nawet w Internecie, w bądź co bądź podniosłej chwili zaręczyn miała lat 18, czyli 19 nieskończone. Tu zrobił się problem, podniosło larum i w ogóle draka taka, że matko kochana. Bo jak to tak, 18 lat i za mąż wychodzi?! Patologia jakaś... "A w ciąży jesteś?"  – wprost nie usłyszałam, czy owe pytanie padło, ale mogę dać sobie obciąć kilka palców, a może i całą rękę, że jednak padło. No bo jak za mąż prawie wychodzi w wieku ledwo co pełnoletnim, to przecież nie ma innej opcji jak tylko jedna: Dziecko w drodze (jedzie ekspresem)! Dziecko będzie miało dziecko. A tu niespodzianka, bo jednak nie ma ani dzieci obecnych, a przyszłych  – tym bardziej. 

Choć niektórych może to mocno zaskoczyć i wprowadzić we wstrząs, jakiego w życiu jeszcze nie przeżyli, to są na świecie tacy szczęściarze, którzy swoją największą, a zarazem jedyną miłość poznali w okolicach wieku nastoletniego, i to nawet nie w jego połowie, tylko wcześniej. Zamiast ich wypytywać o ciążę (co za idiotyczne i nietaktowne pytanie swoją drogą, naprawdę), można szczerze pogratulować, bez wyrazu twarzy sugerującego, co myślimy na temat tego "szalonego pomysłu rodem z XVIII wieku". 


Do dziś pamiętam rozmowę z Panną G., która zapytała, czy nie dziwi mnie fakt, że się zaręczyła. Jakoś nie dziwił, a wszystkich innych i owszem. Kochasz Pana P.? Kochasz, świetnie. Gdybyś nie kochała i wychodziła za mąż albo kochała, ale zamierzała wyjść za ćpuna, damskiego boksera bądź innego gościa spod ciemnej gwiazdy  – oj, wtedy inaczej byśmy rozmawiały. A tak to przepraszam, może jestem dziwna, ale sie nie dziwię. Żadna to patologia, że młodzi ludzie, którzy się kochają, zamierzają wziąć ślub. Masz 20 lat, kochasz, jesteś kochana i chcesz wyjść za mąż? Ależ proszę bardzo, wychodź. Nawet jeśli tata kręci nosem, że córkę oddaje w jakieś obce ręce. Masz lat 45, kochasz, ale nie jesteś pewna, czy jesteś kochana  – nie wychodź za mąż. Proste? Proste. I pal licho wszystkie opinie krążące naokoło, które twierdzą, że młodość to się musi wyszumieć, a nie jakieś śluby, suknie i tak dalej... Jedna młodość szumieć musi, druga nie musi. A o gustach się ponoć nie dyskutuje. Tak mówią, ale pewnie się jednak mylą, sądząc po załączonym opisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz