poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Tydzień, w którym świat zamilkł

Zniknęły reklamy, ucichły telewizyjne ramówki, dziennikarze z całego świata mówili jednym głosem, do tego z jednego miejsca na Ziemi. Nagle zniknęły TVN i TVP walczące o oglądalność, a pojawiły się TVN i TVP współpracujące i wymieniające się kontaktami do osób, które mogłyby coś ciekawego powiedzieć. Tak, bo był taki tydzień, w którym świat zamilkł…




Wydaje się to całkowicie niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Jeden człowiek sprawił, że cały świat w jednej sekundzie zatrzymał się w miejscu. Piotr Kraśko w swojej książce pt. „Kiedy świat się zatrzymał” wspominał, że 24 lutego 2005 r., relacjonując rozmowy prezydenta USA, George’a W. Busha, z Władimirem Putinem podczas szczytu w Bratysławie, był przekonany, że to najbardziej przełomowy dzień w historii globu. Już kilka godzin później okazało się, w jak wielkim błędzie trwał. Jeden impuls, jedna informacja o pogarszającym się stanie zdrowia papieża Jana Pawła II przeniosła telewizyjne kamery z Bratysławy do Watykanu. Tam pozostały przed kolejne 63 dni.

Z owych 63 dni my na zawsze zapamiętamy siedem tych, które nastały po śmierci Papieża i trwały aż do dnia pogrzebu. Siedem dni, które zjednoczyły Polskę, które pozwoliły mówić jednym głosem. Polityczne obozy zawiesiły kłótnie, piłkarscy kibice nie narzekali ani na odwołane mecze, ani na brak telewizyjnych transmisji z rozgrywek Ligi Mistrzów. Część stacji telewizyjnych całkowicie wycofała reklamy, rezygnując z zysku, część w ogóle zawiesiła nadawanie. Na ulicach i w oknach pojawiły się setki zniczy. I nagle przestało być ważne, kto kim jest, ile ma i skąd pochodzi. Istotne było jedno: że odczuwa to samo. Na siedem dni w miejsce Polski podzielonej pojawiła się nowa Polska – jedna. 


Jednak nie tylko serce Polski, ale i serce całego świata biło tam, gdzie przestało bić serce Papieża Polaka – w Watykanie. Wiesz co, jestem ateistą, ale w tej chwili wydaje mi się, że wierzę w Boga – takie zdanie wypowiedział do Piotra Kraśki jeden z brytyjskich dziennikarzy, wpatrując się w procesję na Placu Św. Piotra, która odbywała się już po śmierci Karola Wojtyły, 4 kwietnia 2005 r. I właśnie to jedno zdanie obrazuje moc, jaka tkwiła w Janie Pawle II, nie tylko za życia, ale i po śmierci. Zjednoczył ludzi wierzących i niewierzących, biednych i bogatych. Sprawił, że korespondenci z całego świata pojawili się w jednym miejscu i w jednym czasie, by 24 godziny na dobę relacjonować wydarzenia z placu, który aż krzyczał ciszą. Z ekranu telewizorów zniknęli ludzie młodzi, energiczni, pełni zapału i planów na przyszłość, zastąpił ich człowiek u kresu życia, który nie mógł mówić. A media, wszystkie, bez wyjątku, bodaj po raz pierwszy w historii, właśnie taką ciszę i skupienie pokazywały, stając przed wyjątkową próbą i nie znając odpowiedzi na pytanie: Jak to wszystko pokazać?.

Siedem długich dni minęło, a zakończył je pogrzeb Jana Pawła II, gromadzący na Placu Św. Piotra i przylegających do niego ulicach kilka milionów ludzi. Do dziś jest to największe zgromadzenie dostojników państwowych i kościelnych w historii, a może i największe zgromadzenie chrześcijan. Podobno prezydent Stanów Zjednoczonych decyzję o przyjeździe na uroczystości pogrzebowe Papieża Polaka podjął w trzy sekundy. Milczenie i skupienie trwały dłużej – 7 dni – i zakończyły się wraz z zamknięciem Pisma Świętego przez silny podmuch wiatru. Tak cisza i jedna Polska przeszły do historii. Świat znów zaczął krzyczeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz